Polowania zbiorowe dostarczają wielu przygód, nie tylko myśliwskich. Zdarzają się przygody, które na wiele lat dostarczają tematów do rozmów i z czasem obrastają w legendy. Ta historia zdarzyła się naprawdę, a związana jest z naszym uniwersalnym garem do przygotowywania posiłków na polowaniach zbiorowych. Wprawdzie koło posiada kuchnię polową, z którą też jest związanych parę powiastek, ale wytacza się ją na polowania większe i uroczyste. Postanowiono więc zrobić coś mniejszego i bardziej poręcznego. Zakupiono kociołek, z którego koledzy Józef Jurkiewicz i Ireneusz Koper wyczarowali bardzo zmyślny uniwersalny gar na trójnogu, który można stawiać nad ogniskiem.
Gar czy kociołek posiada podwójne ścianki między, którymi krąży glikol. Powoduje on szybsze nagrzewanie naczynia, uniemożiwia przypalanie potraw i dłużej trzyma ciepło.
Kierownikiem gara jest widoczny na zdjęciu kol. Jacek Orlikowski. Nadszedł więc dzień polowania zbiorowego, podczas którego gar miał odbyć swój chrzest. Polowanie przebiegało swoim trybem, aż zbliżył się czas przerwy na śniadanie. Rozpalono ogień, do gara wrzucono wcześniej przygotowane flaczki ... i pozostało tylko czekać. Rzeczywiście, po niedługim czasie pojawiła się para i z gara zaczęła się unosić cudowna woń flaczków. Ponieważ tego dnia było zimno kol. Jacek oznajmił, że podgrzeje flaczki mocniej, żeby nie zamarzały w miseczkach. Bulgotanie było coraz bardziej intensywne, para coraz większa, zaczęto rozdawać miseczki na flaczki gdy ... zasyczało i przez zawór bezpieczeństwa WYLECIAŁ CAŁY GLIKOL, KTÓRY WYSTRZELIŁ NICZYM POCISK PIONOWO W GÓRĘ !!! Po czym zadziałało przyciąganie ziemskie i kula glikolu wpadła prosto do ... flaczków. Konsternacja myśliwych była wielka. Niczym konsylium zebrali się wszyscy nad zawartością kociołka. Jacek mieszał flaczki, a wszyscy próbowali sobie przypomnieć czy glikol jest trujący. Po długiej dyskusji łowczy rzekł głosem autorytatywnym. Glikol to alkohol, więc nie może zaszkodzić. Ostrożnie spróbowano flaczków. Jacek przeżył !!! W podjęciu decyzji pomógł intensywny, majerankowy zapach flaczków. Całkiem niedługo trwało i w garze ukazało się dno. Flaczki miały lekki posmak, ale zimno i wilcze apetyty myśliwych spowodowały, że nikt na ten posmak nie zwracał uwagi. Po zjedzeniu stwierdzono tylko, że na tym polowaniu na pewno nikt nie zamarznie. Sprawcami wybuchu okazali się konstruktorzy gara, którzy wleli za dużo glikolu. Pod wpływem ciepła zwiększył on swoją objętość, znalazł ujście w zaworze bezpieczeństwa i wylądował w naszych flakach.
|