Pełnia księżyca to czas ulubiony przez myśliwych. Wszak można "na pełni" spotkać dzika i to "grubego". Szczególnie kiedy księżyc świeci nad ścierniskiem. Historia jaka przydarzyła się kol. Zbyszkowi Terlikowi miała miejsce 26 sierpnia 2007 r. właśnie podczas pełni księżyca.
Poprzedniego dnia kol. Zbyszek zobaczył na ściernisku duże tropy dzika. Postanowił więc, że następnego dnia wybierze się w łowisko razem z foksterierką Norą, na spacer po terenie zwanym "Stare Miasto-Majewski". Wolno przemierzał okoliczne pola gołe o tej porze od zbóż, przystawał i penetrował okolice przez lornetkę. Była już godzina 21.00, księżyc świecił jasno na bezchmurnym niebie. Zbyszek sięgnął po lornetkę. Na jasnych ścierniskach pasły się sarny, niestety czarnego zwierza nie było. Szkła okularów lornetki zahaczyły o ciemne już łąki i pastwiska. W świetle księżyca zauważył ciemny obiekt. Przyjrzał mu się uważnie i ... serce zabiło gwałtownie. Dzik i to ogromny. Nora jeszcze go, na szczęście nie wyczuła, boby zaczęła ujadać. Szybka decyzja. Sztucer zdjęty z ramienia, przyklęk na kolano. Daleko, około 150 metrów, ale w lunecie widać sylwetkę dzika. Krzyż lunety położony na łoptce i ... odgłos wystrzału przerwał ciszę nocną. Pasące się sarny uciekły w panice, Nora zdziwiona patrzy na myśliwego. Tymczasem dzik zatacza koło i wpada w najbliższe zarośla. Serce Zbyszka łomoce głośno i pierwsza myśl. "Przecież zaznaczył strzał, zrobił koło więc na pewno trafiłem". Wspólnie z Norą, przy świetle latarki, poszukują zestrzału. Po chwili odnajdują wyraźny ślad farby. Prowadzi w zakrzaczenia. Po około czterdziestu metrach odnajdują odyńca. Właściwie odyńca olbrzyma. Zbyszek znany z szybkiego przypływu adrenaliny i cieszy się z sukcesu łowieckiego, i martwi jak dziczysko przetransportować do domu.
W domu budzi rodzinę i zabiera wózek, na którym zamierza przetransportować odyńca. Pomaga mu syn i małżonka. Dzik waży jak średni słoń, a do domu około 1,5 km. Chłodno było tej nocy, ale z całej rodziny Zbyszka płynęły "siódme poty". Następnego dnia w skupie okazało się, że odyniec ważył 137 kg. Czyli jak biegł jego waga przypuszczalnie wynosiła 30-40 kg więcej. Uzbrojony był w oręż - szable połamane i ogromne fajki. Na pewno był to weteran starodzierzgońskiej kniei. I jak tu nie wierzyć w magiczną moc polowania na dziki podczas pełni. Taki okaz wynagradza godziny spędzone w lesie, wtedy gdy wszyscy smacznie śpią. Gratulacje kolego Zyszku i Darz Bór.
|