Przedstawiam fragmenty tekstu tłumaczonego przez Kazimierza Madelę z oryginalnego "Sprawozdania z pobytu cesarza francuskiego Napoleona I w Kamieńcu w roku 1807" spisanego przez Starostę Królewskiego Powiatu Suskiego Alfreda von Auerswald w dniu 2 lutego 1841 r. na zapotrzebowanie właściciela Kamieńca grafa Fabiana von Dohna-Finckenstein. Cały tekst jest fascynujący i zamieszczony w książce pt. "Susz - z dziejów miasta i okolic" wydanej w 2006 r. przez Muzeum Warmi i Mazur w Olsztynie. Umieszczam, za zgodą autora tłumaczenia, tylko fragmenty dotyczące polowań Napoleona w Kamieńcu z uwagi na ciekawostkę jaką były łowy "cesarza francuzów" w pobliskim Kamieńcu.
" ... Zjawił się przede mną młynarz Hildebrandt, który z cesarzem Napoleonem zetknął się w różnych okolicznościach. Oto, co opowiedział. W czasie, gdy cesarz Napoleon był w Kamieńcu, przebywałem w domu mojego ojca, który był młynarzem młyna pałacowego. Często widziałem cesarza podczas przejażdżek konnych. Nigdy nie był on sam, zawsze towarzyszył mu kamerdyner Schnigge, który jechał konno przed cesarzem. Najbliżej cesarza znalazłem się podczas polowania na łabędzie. Cesarz zarządzał polowania na te ptaki na jeziorze Gaudy. Odbyły się one siedem albo osiem razy, aż do chwili, gdy łabędzie wypłoszone hukiem strzelb przeniosły się na jezioro Pilmy (tłum. obecnie łąki na zachód od Kamieńca). Podczas polowań byłem obok mojego ojca i innych, wioślarzem na usługi cesarza i jego świty. Poruszaliśmy wiosłami wielkie czółno, w którym stał cesarz w towarzystwie marszałka Berthier, mameluka Rustana, młodego myśliwego i czterech gwardzistów straży. Myśliwy ładował na zmianę dwie strzelby, z których cesarz strzelał. Za każdym razem cesarz rozkazywał nam płynąć na środek jeziora i nie pozwalał zbliżać się do brzegu. Zdaje się, że z uwagi na własne bezpieczeństwo. Cesarz był zapalonym myśliwym i nieprzerwanie oddawał strzały do łabędzi z podawanych mu na zmianę karabinów. Nie trafił jednak ani jednego ptaka, przy czym często niezadowolenie z tego powodu podkreślał bujnymi przekleństwami. Książę Murat, który płynął zawsze w drugiej łodzi, raz tylko trafił jednego łabędzia. Często miałem okazję oglądać, jak cesarz przeglądał i musztrował¸ oddziały wojskowe w ogrodzie pałacowym. Uwagę moją zwróciło to, że żołnierze podczas tych ćwiczeń strzelali w stronę jeziora. Nie było to bezpieczne dla mieszkańców tamtej strony jeziora. Dom, w którym mieszkałem z ojcem zbudowano z bali drewnianych, był on często uszkadzany przez kule karabinowe Francuzów. Podczas polowań na jeziorze cesarz wypytywał mojego ojca o młyn wodny i inne rzeczy. Później Napoleon polecił zjawić się mojemu ojcu w pałacu, przypuszczalnie w tym samym celu. Ojciec mój zignorował to wezwanie, co nie miało dalszych następstw. Szczególnie rzucające się w oczy były szybkie i brawurowe jazdy konne Napoleona. Cesarz galopował przez pola w takich miejscach, że nawet jego przewodnik, kamerdyner Schingge, miał wątpliwości, czy uda się je przebyć konno. Pojawił się przede mną smolarz Rosenbaum ze wsi Dolina. Z jego opowiadań ważny jest tylko opis polowania z nagonką, które zarządził cesarz. Smolarz opowiadał tak. W okolicy wsi Dolina, gdzie do dziś oglądać można miejsce zwane fotelem cesarskim, urządzono polowanie z nagonką. Dla Napoleona przygotowano miejsce otoczone ławami ziemnymi, które pokryto mchem. Cesarz stał tam w otoczeniu najbliższej świty. Zwierzynę w kierunku stanowiska cesarskiego naganiano pierw z jednej, a potem z drugiej strony. Robili to ludzie wynajęci na miejscu i dodatkowo zawołani z Przezmarka, było ich wielu. Odstrzelono wtedy dużo saren i innej dziczyzny. Czy cesarz sam coś upolował, nie jest mi wiadomo. ... "
|